Tagi
Beniamin Bukowski, Beniamin M. Bukowski, bildungsroman, charles de gaull, cyklady, dorastanie, dzieci, emil ajar, francja, holokaust, humor, książka, la vie devant soi, mikołajek, momo, muzułmanie, opieka społeczna, pani roza, Paryż, powieść młodzieżowa, przygody mikołajka, raymond queneau, recenzja, rene goscinny, romain gary, szkoła, wydawnictwo cyklady, zazi w metrze, zszafy, zszafy.wordpress.com, życie przed sobą, żydzi
Recenzja książki La vie devant soi Romaina Gary’ego
Romain Gary to autor dobrze w Polsce znany, zarówno dzięki licznym i często wznawianym przekładom jego książek, jak i ich adaptacjom filmowym. To nietuzinkowa i problematyczna postać: z pochodzenia Żyd-Rosjanin-Polak, przez przedwojenną migrację matki, ale i z kulturowego wyboru Francuz, biegle władający od młodych lat sześcioma językami, dyplomata, pisarz, notoryczny kłamca i człowiek wprzęgnięty w serię obyczajowych skandali. O ile na lewicujących salonach literackich Paryża na pewien czas jego reputację nadszarpnęło polityczne poparcie udzielane Charlesowi de Gaullowi, o tyle na naszym rynku wydawniczym pozycja Gary’ego wydaje się, historycznie rzecz biorąc, dość stabilna. Życie przed sobą (La vie devant soi) to trzecia z książek, które pisarz zdecydował się opublikować pod pseudonimem twórczym Émile Ajar; zresztą dzięki temu zabiegowi niebywały sukces publikacji przełożył się na drugą w karierze autora nagrodę Goncourtów, zgodnie z regulaminem konkursu przyznawaną jednokrotnie w karierze literackiej.
Wersja, którą kupiłem ukazała się w Polsce dwa lata temu, w 2018 roku. To wznowienie (po 2005 roku) w wydawnictwie Cyklady i trzecie wydanie polskie (pierwsze: Czytelnik 1988). I pierwsze wydanie, w którym Ajar zmienia się na okładce na powrót w Gary’ego. Tak oto w Polsce z opóźnieniem kończy się jedna z rozlicznych mistyfikacji pisarza, który stworzył sobie spektakularne alter ego (Ajar miał być uciekinierem ukrywającym się w Ameryce Południowej w związku z oskarżeniami o terroryzm, stamtąd za pomocą pośredników Gary nadawał swoje maszynopisy do wydawcy). Autorami przekładu są Krystyna i Krzysztof Pruscy, którzy świetnie wywiązali się ze swojego zadania, w nienachalny sposób odzwierciedlający potoczysty język oryginału. Jeżeli do samej formy publikacji mona mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, to właśnie te, że nazwisko autorów pominięto na kartach tytułowych i w stopkach wydawniczych: jedynym miejscem, w którym się pojawia, jest opis książki na obwolucie. Tyle jednak o technikaliach.
Fabuła powieści jest prosta. To opowiedziana w pierwszej osobie historia chłopca muzułmańskiego pochodzenia, Mohammeda, zwanego przez wszystkich Momo. Mohammed wychowany jest przez panią Rozę: żydówkę polskiego pochodzenia, która, przeżywszy Auschwitz, zamieszkała w Paryżu. Roza pracowała jako prostytutka, a kiedy wiek zmusił ją do wycofania się z zawodu, zaczęła utrzymywać się, biorąc na wychowanie dzieci innych prostytutek, zagrożone oddaniem w ręce Opieki Społecznej. Pani Roza dzień po dniu traci kolejne klientki, zdrowie psychiczne i fizyczne. Chłopiec i kobieta zmagają się z kolejnymi trudnościami, zgotowanymi im głównie przez represyjny aparat państwa, Momo zaś za wszelką cenę stara się dociec prawdy o swoich nieznanych rodzicach (wydaje się zresztą, że to wątek na poły autobiograficzny: sam Gary nie dowiedział się zresztą nigdy, kto był jego ojcem). Pojawiają się i postaci drugoplanowe: współtowarzysze „ośrodka wychowawczego”, mądry i sędziwy pan Hamil, stateczny muzułmanin służący Momo radą, czy tajemnicza, piękna kobieta, która próbuje pomóc chłopcu. Główny bohater mało jednak sobie robi z oczekiwań dorosłych i zajęty jest przede wszystkim tym, na co skazał go los: dorastaniem.
Wydaje się, że literatura francuska wykształciła właściwy sobie, unikalny model powieści opisującej świat z perspektywy dziecka. Najoczywistszą triadą znaną polskiemu czytelnikowi będzie tu: cykl przygód Mikołajka Goscinnego, Zazi w metrze Raymonda Queneau i Życie przed sobą Gary’ego. To fenomen analogiczny do niemieckiego Bildungsroman. O ile jednak w germańskim kręgu kulturowym opisowi podlega najczęściej wewnętrzny świat bohatera wkraczającego w dorosłość, a całość skąpana jest w ciężarze dywagacji filozoficznych i moralnych, o tyle proza frankofońska przyjmuje zupełnie innych schemat narracyjny. Historia prowadzona z perspektywy dziecka (nawet, jeśli zapośredniczona w trzecioosobowej narracji, przyjmuje wszak punkt widzenia małego człowieka) skrzy się absurdalnym humorem, wynikającym przede wszystkim z nieskrępowanej lingwistycznej ekwilibrystki i przyjmowania dziecięcego światopoglądu do opisu świata dorosłych. Jednak zarówno humor, jak i wybór bohatera mają charakter mocno pretekstowy: stanowią narzędzia analizy relacji społecznych, polityki, obyczajowości. Dziecko służy przede wszystkim za tego, kto ogląda świat dorosłych z perspektywy zewnętrznej: nie znajdując się „wewnątrz” toczonych przez nich gier, wewnątrz konwenansów – może dostrzec absurdy rządzące relacjami międzyludzkimi, bezkompromisowo je obnażając.
W tym miejscu pojawia się pytanie o wiek docelowy czytelników owych powieści. Najwłaściwsze będzie chyba uznanie istnienia w nich „podwójnego kodowania”, sprawiającego, że stanowią zarówno lekturę dla dzieci, jak i dorosłych; lekturę niosącą jednak w sobie różne znaczenia. Szczególność tego rodzaju twórczości leży też w jej jawnie anarchicznym wydźwięku: bezlitośnie drwi ona z reguł narzuconych przez dorosłych: również reguł związanych z oczekiwaniami wobec tego, jakie tematy i jakie rejestry językowe mogą pojawiać się w książkach dla dzieci. To lektury na wskroś wywrotowe, choć w swojej wywrotowości i unikaniu moralizatorstwa zawierające spójne programy etyczne; przedkładające indywidualistyczny wzorzec empatii nad dydaktyczny rygoryzm. I tu z pewnością lektury te można uszeregować w oparciu o stopień ich „hardkorowości”. Łobuzerstwo Mikołajka będzie najbardziej niewinne; znacznie bardziej transgresyjna będzie Zazie w metrze: tu pojawią się przekleństwa, mnóstwo odniesień seksualnych, wątek pedofilski, czy opis klubu dla transwestytów. Jednocześnie, o co nietrudno u Queneau, mnóstwo tu lingwistycznych eksperymentów, które wyłapią jedynie dorośli, i to wyłącznie ci mocno zaprawieni w literackich bojach. A jednak w Życiu przed sobą Gary dystansuje, gdy idzie o poziom odstępstwa od „obyczajnej literatury dziecięcej”, zarówno Goscinnego, jak i Queneau. Powieść mieści w sobie żarty z Holokaustu, naturalistyczne opisy śmierci, nie mniej szczegółowe obrazki obyczajowe z życia paryskich prostytutek, opisy masturbacji czy sceny drastycznej przemocy. Można oczywiście zapytać, czy nie jest to zatem książka „dla dorosłych” pisana jedynie z perspektywy dziecka, sądzę jednak, że stanowi świetny materiał literacki również (jeśli nie przede wszystkim) dla młodzieży: konfrontowanej z przemocą czy seksualnością w przestrzeniach bardziej od literatury dosłownych, podczas gdy dostojny „kanon lektur” milczy na temat istnienia tych sfer życia, pozbawiając dorastających nastolatków szansy na znalezienie języka do opisu tych zjawisk i krytycznego namysłu nad nimi.
Czarny humor spełnia w Życiu przed sobą rolę wentylu bezpieczeństwa: Gary opisuje bowiem nędzę, codzienną egzystencję przepełnioną cierpieniem i pozbawioną perspektywy poprawy. Jego bohaterowie i bohaterki zajmują najniższe pozycje drabiny społecznej, są wyrzuceni poza system: przede wszystkim z racji swojego statusu ekonomicznego, w drugiej kolejności z racji tożsamości: to świat migrantów, ludzi wykluczonych z racji niedostatecznej znajomości języka francuskiego, osób niewykształconych, pracownic i pracowników seksualnych, homoseksualistów i transseksualistów, świat muzułmanów i żydów, przybyszów z dawnych kolonii, słowem: wszelkiej maści Francuzów „drugiej kategorii”. Okrucieństwo, przemoc i oszustwo są tu na porządku dziennym, stanowią bowiem narzędzia pozwalające na przetrwanie w bezlitosnych warunkach. Gary traktuje jednak swoich bohaterów z niezwykłą czułością i empatią: jego książka staje się peanem na cześć wszelkiego rodzaju odmienności i nieprzystawalności do społecznych wzorców. Wrogiem jest tu częściej państwo niż drugi człowiek. Reprezentowany przez Opiekę Społeczną nieludzki system prawny dawnej Francji, w którym kobiety zajmujące się prostytucją z automatu pozbawiane były praw do opieki rodzicielskiej nad dziećmi; bezduszni policjanci, urzędnicy odnoszący się bez empatii do petentów.
Uczuciem przebijającym przez całą książkę jest skryta pod warstwą żartu rozpacz. Rozpoznania, których dokonuje główny bohater i opiekująca się nim pani Roza zmierzają w jednym kierunku: życie jest pozbawione nadziei i sensu i przez jego większość towarzyszyć nam będzie smutek i cierpienie. Ten gorzki ton powieści z jednej strony odziera narrację o społecznym wykluczeniu z romantyzującej perspektywy, z prostego zabiegu opowiedzenia o bohaterze, który dzięki swojej wewnętrznej sile lub sprzyjającym okolicznościom wyrywa się z życia w nędzy. Z drugiej wydaje się współgrać z pogłębiającą się depresją autora, który niedługo po napisaniu La vie devant soi popełni samobójstwo. Ciężko więc w przypadku tej literatury mówić o łatwym pocieszeniu. Dość wcześnie czytelnik zgadnie zresztą, do jakiego finału może zmierzać książka o chłopcu wychowywanym przez podupadająca na zdrowiu staruszkę. Zakończenie nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, choć już sam jego przebieg tak, i to zapewne mocnym, odbiegającym bowiem od wygodnych powieściowych schematów, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. A jednak książka w swoim brutalizmie zachowuje humanistyczne jądro i przesłanie, które w jakkolwiek złagodzonej narracji wybrzmiałoby nieznośnie: punktem odniesienia i najwyższą wartością towarzyszącą nam w życiu jest drugi człowiek: spotkanie z nim nie pozwoli nam wprawdzie uniknąć cierpienia własnej egzystencji, a w dodatku spotęguje je w chwil utraty tego, z kim współdzielimy swój los, jednak to właśnie on uczyni nasze życie ludzkim w najbardziej egzystencjalnym znaczeniu tego słowa. Prawda ta ujawnia się zaś w najbardziej radykalnych warunkach i w spotkaniu istnień odartych z nadziei, biednych, pokaleczonych: przyjaźń Momo i pani Rozy można w tym względzie porównać do miłości głównych bohaterów z książki Baltazar i Blimunda José Saramago.
Życie przed sobą to zatem jedna z tych książek, które będą jednocześnie wyjątkowo proste w odbiorze i zapewne dość trudne emocjonalnie. Par excellence wpisując się w nurt literatury popularnej, robi to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jej przesłanie jest proste, jednak ładunek afektywny niezwykle intensywny i uwiarygadniający wydźwięk powieści. Być może to znacznie lepsza szkoła empatii społecznej niż polityczne eseje, teksty filozoficzne i literatura „programowa”, w której fabuła wiernopoddańczo ilustruje tezy ideologiczne autorów: umiejętność wzbudzenia śmiechu i łez buduje, doraźną być może, wspólnotę pozwalającą na spotkanie z bohaterami książki niezależnie od własnego statusu, światopoglądu, wartości czy przekonań metafizycznych.
—
Romain Gary, Życie przed sobą, tłum. Krystyna i Krzysztof Pruscy, wyd. Cyklady, Warszawa 2018, 180 stron.
P.S. Kończąc niniejszy artykuł odkryłem, że na Netflixie premieruje właśnie tegoroczna, przeniesiona we współczesne włoskie realia adaptacja książki (jest też wersja z 1977 roku) – przeczytałem jedynie krótkie recenzje, nie obejrzałem. Ale każdemu, kto chciałby się za filmy zabrać, sugeruję: najpierw sięgnijcie po książkę.
Екатерина said:
Film krecono w Bari (Wlochy) podczas pandemii Covid-19 z zachowaniem wszelkich restrykcji sanitarnych. Podobnie jak wiele produkcji finansowanych przez Netflix, pierwotnie planowano, ze film ten bedzie mial ograniczona dystrybucje kinowa na kilka tygodni przed jego premiera na platformie internetowej, aby kwalifikowac sie do sezonu nagr d i wygenerowac rozglos w prasie. Jednak ten plan musial zostac porzucony z powodu pandemii Covid-19 w 2020 roku, a film trafil od razu na streaming.